Pan R. postanowił kupić niezawodny japoński samochód kombi, aby wozić żonę i właśnie narodzonego potomka. Od kilku dni przeglądał ogłoszenia w portalach z samochodami używanymi i znalazł: wymarzona marka, przystępna cena, na dodatek niezwykle miła właścicielka zamieszkała ledwie kilka kilometrów od pana R. Oględziny odbyły się w słoneczną sobotę i wypadły nadzwyczaj pomyślnie. Dopiero po zakupie znajomy pana R. zauważył, że sprzęgło "bierze" tuż przy podłodze, a mechanik uświadomił go, że jeśli nie wymieni kompletnego zużytego sprzęgła - stare "ciągnące" uszkodzi skrzynię biegów - i wtedy koszty będą liczone w tysiącach. Dopiero po tej informacji pan R. zaczął podejrzewać, że stan licznika jego nabytku jest nienaturalnie niski.
Pan Z. marzył o prestiżu i w końcu, na emeryturze ma dość pieniędzy i czasu, aby wyszukać w Internecie 10-letniego niemieckiego sedana klasy E - super stan, czarny lakier, nowa "buda". Mimo dość wygórowanej ceny nienaganny stan maszyny przeważa - zadowolony pan Z. wraca do domu pochwalić się żonie. Jakież jest jego zaskoczenie, gdy wkrótce nowy nabytek informuje go czerwonym fontem na desce o awarii pompy hamulcowej, a serwisant "znający ten model" o czekającym wydatku ok. 5 tys. zł...
Pan G. wie, jak można naciąć się przy zakupie samochodu używanego, dlatego zdecydował się odkupić używane niemieckie auto od znajomego. I to nie byle jakie, bo z 6-cylindrowym Dieslem. Znajomy - były dyplomata - zapewnia pana G., że silnik ma tylko 110 tys. km przebiegu (był wymieniany na nowy na gwarancji). Zadowolony pan G. udaje się nabytkiem do autoryzowanej stacji serwisowej, celem przeglądu i wyeliminowania "stukającego rozrządu". Tu, przy regulowaniu rachunku za przegląd, zostaje uświadomiony, że w jego aucie nie da się wyregulować rozrządu z powodu "znacznego zużycia całego układu".
Pan M. zapragnął się nie wyróżniać, dlatego kupił niewyróżniającego się, niezawodnego srebrnego sedana japońskiej marki. Jako przykładny obywatel, udał się zaraz po zakupie do znajomego mechanika, celem ogólnego przeglądu i dowiedzenia się "co w trawie piszczy". Jakież było zdziwienie pana M., gdy został poinformowany, że w jego aucie "każdy element pochodzi z innego rocznika", a wkrótce potem pan M. zaczął obserwować - jak wysypkę - na powierzchni karoserii liczne "wypryski", przebarwienia, dziwnie miękkie pod naciskiem kciuka i powiększające się z każdym tygodniem.
Pani P. to typowa praktyczna pani domu - gospodarna; podobnie podchodzi do zakupu samochodu - jej auto musi mieć instalację LPG. I szybko takie trafia - w Internecie, gdzie łatwo odfiltrować samochody na gaz. Używany pojazd kupuje w swoim rodzinnym mieście, pierwsze dni zachwycają niskimi rachunkami na stacji. Dalej jest tylko gorzej - samochód gaśnie, albo dla odmiany ma za wysokie obroty "luzem". Pani P. obserwuje, że dużo zależy od pogody i temperatury silnika - najgorzej jest upalnym latem na długich trasach - słowem nie da się jechać. Zagląda do dr Google, aby dowiedzieć się, że jej silnik nie toleruje jazdy na gazie...
Znasz podobne historie? Podziel się z nami.
Zobacz ofertę sprawdzonych samochodów używanych
Więcej artykułów:
Formalności po zakupie używanego samochodu